Brytyjskie przepisy graniczne zaczynają przypominać żart, ponieważ Brytyjczycy nie przejmują się za specjalnie koniecznością odbycia 10-dniowej kwarantanny po powrocie do Wielkiej Brytanii w przypadku podróży do krajów znajdujących się na tzw. AMBER LIST. Brytyjczycy masowo kupują bilety i wyrusza w podróż do krajów spoza zielonej listy.
Wraz z 17 maja w życie wszedł przedstawiony przez rząd brytyjski system sygnalizacji świetlnej dla podróżujących. Mieszkańcy Wielkiej Brytanii ignorują ostrzeżenia Matta Hancocka w sprawie lotów zagranicznych do krajów spoza zielonej listy. Na zielonej liście znajduje się obecnie 12 krajów w tym Portugalia, Islandia, Gibraltar, Izrael, Wyspy Owcze, Singapur, Australia, Nowa Zelandia, Brunei, Falklandy, Georgia Południowa I Sandwich Południowy, Wyspa Świętej Heleny.
MailOnline wykazało, że lotniska Heathrow i Gatwick obsługują co najmniej 340 lotów do krajów z bursztynowych listy (tzw. AMBER LIST) m.in. do Paryża, Rzymy czy Nowego Jorku.
Wygląda na to, że dla dużej części podróżujących, 10-dniowa kwarantanna, którą muszą odbyć w domu po powrocie z zagranicznej podróży do krajów z listy bursztynowej, nie stanowi większego problemu, gdyż i tak pracują zdalnie. Po powrocie osoby te nie muszą stawić się osobiście w miejscu pracy. Przykładem jest 31-letni Nathan Priestly z Wokingham w Berkshire, który wybiera się na Korfu z pięcioma przyjaciółmi. Zapytany o to czy nie miałby nic przeciwko konieczności poddania się kwarantannie po powrocie do Anglii z greckiej wyspy, odpowiedział, że pracuje z domu, i że nie ma to dla niego większego znaczenia.
Szef British Airways Sean Doyle powiedział, że zasady dotyczące tego, kiedy ludzie mogą odwiedzać kraje z bursztynowej listy (tzw. AMBER LIST), są „niejasne”.
Rząd odrzucił natomiast groźbę grzywien w wysokości 5000 funtów za podróże z powodów mniej istotnych.