Marta Brassart

Kocha literaturę, poezję, sztukę, kulturę dzięki swojej mamie, która znosiła tony książek do domu. I dzięki temu kształtowała szacunek do twórczości i wiedzy.
Studiowała polonistykę w Białymstoku (Polska) i antropologię w Amiens (Francja). Obecnie, od 2008 roku, mieszka w Wielkiej Brytanii.
Z Adamem Siemieńczykiem w ramach PoEzji Londyn , od 2009, organizowali festiwale poezji, druki, publikacje, zajęcia czytania i pisania wierszy z młodzieżą. Uczestniczka festiwali i spotkań literackich w UK, Polsce, Francji, Bułgarii.
Laureatka nagrody Światowego Dnia Poezji UNESCO 2014 za tomik Kariatydy.
Mama Marie i Pierre’a.

aut. Adam Siemieńczyk

Kot emigrant

W ogrodzie znaleźliśmy rozciętą (nie poszarpaną) kocią obróżkę. Więc to nie lisy porwały małego kotka. Ludzie. I było ponuro tego lata. Dzieci, Mania i Pinio, często spoglądały za płot w milczeniu. Sąsiedzi dali widomy znak, że to oni zabrali kota. Nie wiadomo, co z nim zrobili. W powietrzu wisiało przeczucie okrucieństwa. Gdy dzieje się coś pięknego, czasem zdarza się, że zostaje to odebrane. Ktoś nie może doświadczyć urody, ale chce, by ktoś również jej nie odczuwał. I robione jest to anonimowo, pod osłoną nocy. Tak, by nie można było podjąć walki. Mama zaginionego – Marcyś – kotka wróciła po kilku tygodniach do domu. Kompletnie nieswoja. Oddalona od dzieci. Na nowo adoptowała otoczenie. Kiedyś lubiła siadać na progu wyjścia do ogrodu i patrzeć weń tak, jak ludzie oglądają telewizję. Teraz zerkała na okoliczne domy i drzewa wpatrując się czujnie. Potem znów urodziła kilkoro kociąt, które znajomi przyjęli do swych domów.

Potem przeprowadzka. Marcyś również rusza w drogę. U boku ma trzy jeszcze ślepe kotki. Zmienia się znajomy Tottenham na nowe okolice. I znów przeprowadzka. Cowieczorne krzyki maltretowanej kobiety, gdzieś w sąsiedztwie, nie pozwalają na funkcjonowanie w takim otoczeniu.

Emigracja. Dotyka ludzi i koty. Współtowarzysze podróży. Szukamy ciepła. Czasem je dajemy. Ludzie, koty, walizki. Kto się kim opiekuje? Kto komu bardziej jest potrzebny?

Kot jak dziecko patrzy w oczy. Poszerza przez to zakres naszej wrażliwości. Poprzez fakt swego współistnienia pokazuje, że jest coś więcej niż zamknięty świat pojedynczej egzystencji.

Nie wiem, jak dziś radzi sobie Marcyś. Piszesz: „człowiek nie chce być sam i kot nie”.

Poprzednie koty Kotek i Szalimar pozostały na francuskiej ziemi. A może raczej kilka garstek pod nią. Kocie imiona wyznaczają mapę twojej podróży po świecie. Ich wydłużająca się lista pokazuje zakres próby ucieczki od samotności.

Stąpamy na „miękkich łapkach”. Z całą świadomością możliwości odrzucenia natychmiast. Bez możliwości reklamacji. Bez odwrócenia głowy, spojrzenia. Nikomu niepotrzebne kocie ruchy. Pozostaje czujne stąpanie. Człowiek kot w świecie ludzi, „mrużę oczy i mruczę”. I jeśli tak jest, to spełnione jest marzenie o byciu razem. A jeśli to przydarza się tylko na przestrzeni wiersza? Jeśli pozostaje tylko tego świadomość i „miękkie łapki”?

„urodziłeś się podróżnikiem

wodzisz

reje

i wersy za wąsy ciągasz

bo taka jest troska o kota”

Wodzić rej. To się zdarza, czasem.

A Reja to przecież grecka matka bogów. Jej dziecko zostało zawieszone na linie pod drzewem. Tak, by nie mogło być dostrzeżone przez ojca oprawcę. Między ziemią, niebem i morzem. Jak emigranci. Więc być wodzonym przez nią, to nie jest czasem aż tak piękne. A może chodzi o koty. Przedstawiana jest na rydwanie ciągniętym przez dwa lwy. Duże kocięta. Więc koty prowadzą szyk.

A reja to również belka, która pomaga w rozpięciu żagli. Więc może o to chodzi? Może poprzez wodzenie rei mamy wpływ na to ile jest wiatru w naszych żaglach? Na to, czy nasza łódź może przybrać chciany przez nas kierunek?

„urodziłeś się podróżnikiem

wodzisz

reje

i wersy za wąsy ciągasz

bo taka jest troska o kota

w sweter i pled owinie

zapomni o prawdzie innej

długi mijają

godziny nastaną

jestem o krótkim w stażu emigrantem

nie mam swych ścieżek

jeszcze wydeptanych

moich

ślady zostawiam w życiorysie historii

choć łatwiej jej zepchnąć mnie w przepaść niewiedzy

wyprasowane koszule chętnie znaczę

pięciolistną koniczyną

niczyją

czekam – ten ślad jest jedyny autentyczny

że życie nie przeminie

wielu czeka

wielu wie

wielu przeczuwa

wielu za-milkło, by dziś

odwrócić obrazy i płótna osnowę na nowo

wić

kot na miękkich łapkach podchodzę

do ludzi

mrużę oczy i mruczę

człowiek nie chce być sam

i kot nie”

Dariusz A. Zeller

Źródło – Cooltura24

Podziel się:

Facebook
Twitter
Pinterest
LinkedIn

Skontaktuj się

0%