Pochodząca z Indii nowa obsługa promów P&O Ferries w Dover, ma zarabiać 1,80 funta za godzinę pracy, twierdzą przedstawiciele The Rail, Maritime and Transport Union (RMT). Na tym nie koniec szokujących informacji na temat firmy – minister transportu Grant Shapps poinformował, że zwolnieni pracownicy otrzymują odprawy dopiero po podpisaniu umowy o zachowaniu poufności.
Przemawiając w Izbie Gmin, Shapps stwierdził, że firma wykorzystuje odprawy aby „uciszyć pracowników”. Sposób w jaki zostali potraktowani przez byłego pracodawcę nazwał bandytyzmem.
Na wniosek Partii Pracy, w sprawie zwolnień 800 członków załóg P&O Ferries, w parlamencie odbyła się specjalna debata. Odpowiadając na pytania deputowanych minister transportu oświadczył, że sprawę bada Insolvency Service, wyjaśnił też, że jeśli przewoźnik nie zareaguje „w odpowiedni sposób na wezwanie urzędu, wszczęte zostanie wobec niego postępowanie karne”. Właścicielom P&O Ferries grożą bardzo wysokie kary grzywny. Rząd dał firmie czas na podjęcie dialogu do wtorku do godziny 17:00.
Tymczasem przedstawiciele RMT twierdzą, że pochodzący z Indii pracownicy agencji, którzy mają zastąpić zwolnione osoby, otrzymają 2,38 USD – około 1,80 GBP za godzinę pracy, to znacznie poniżej płacy minimalnej w Wielkiej Brytanii (dla osoby powyżej 23 roku życia, wynosi ona 8,91 GBP za godzinę).
Nawet jeśli okazałoby się to prawdą, P&O Ferries nie poniesie z tego tytułu żadnych konsekwencji – większość promów firmy jest zarejestrowana na Cyprze.
Jednak dla osób zmierzających do Dover najważniejszą kwestią jest obecnie ograniczenie zakłóceń na drogach dojazdowych do miasta, wywołanych wstrzymaniem przepraw promowych przez P&O. Ten problem ma zostać rozwiązany w ramach „Operacji Brock”. W nadchodzących dniach, służby drogowe utworzą na drogach system ruchomych barier, pozwoli to oddzielić pojazdy zmierzające do portu od pozostałych a tym samym zachować płynność ruchu.
