Rowerami spod Big Bena pod Wieżę Eiffla

Członkowie Polskiej Grupy Rowerowej znani już są ze swoich licznych przedsięwzięć na terenie Wielkiej Brytanii. Ostatnie z nich jest jednak szczególne i prowadzi poza Wyspy Brytyjskie, prosto do stolicy Francji.  

Jacek Polcyn, Polska Grupa Rowerowa UK

Nie mam w zwyczaju pisania długich tekstów, ale myślę, że to wydarzenie na taki zasługuje.
Otóż w weekend zaczynający się w piątek, 23 września, wraz z grupą wspaniałych ludzi dokonaliśmy czegoś o czym wszyscy marzyliśmy od dawna. Mianowicie przejechaliśmy na rowerach z Londynu do Paryża w 24 godziny! Tak naprawdę czas jazdy to około 14 godzin i 30 minut, ale wliczając w to przerwy i przeprawę promem są to w sumie jakieś 24 godziny. Był to nie lada wyczyn i wszystkim, którzy brali w nim ze mną udział i pomogli osiągnąć ten cel chciałbym bardzo podziękować.
Podziękowania dla naszej „jedynaczki” Barbary Tyburskiej za pyszne ciasta, które dodawały nam energii i za „pończoszki” na ręce. Norbert Tyburski - za wspólne kręcenie w Richmond Parku i dobre rady na temat technicznego przygotowania roweru. Łukasz Kękuś - za mega support i za to, że ten niesamowity wyjazd w ogóle doszedł do skutku. Dziękuję Sebastian Cen za wspólną kawę na Wieży Eiffla, Mariusz Żurkowski za niezwykłą wytrwałość - mega mnie to motywowało, Raf Domane za przygotowanie trasy i bezpieczne dowiezienie nas do Paryża, dla Łukasza Przewoźnego za dokarmianie mnie po drodze i za rozbawienie mnie do łez piosenką o wakacjach. Wszystkim Wam jeszcze raz ogromnie dziękuję i życzę Wam kolejnych wspaniałych wypraw rowerowych!
Dla tych, którzy z nami nie byli postaram się w kilku zdaniach opisać jak to wyglądało „od środka”.
W piątek, 23 września wyruszyliśmy z Londynu w stronę Newhaven, około 16:30 i byliśmy już delikatnie spóźnieni. Musieliśmy zatem od początku narzucić mocne tempo, aby zdążyć na prom, który miał wyruszyć z portu o godzinie 23:00. Przebijając się przez piątkowe, londyńskie korki, udało nam się w końcu wyjechać ze stolicy Anglii i pokonując górzyste Surrey kierowaliśmy się w stronę Kanału La Manche. Około godziny 18:30 zrobiliśmy nasz pierwszy przystanek obok charakterystycznego Outwood Windmill. Jak się później okazało był to nasz jedyny przystanek po tej stronie Kanału La Manche, gdyż nadal musieliśmy walczyć z czasem. Słońce już zachodziło i zrobiło się chłodniej, więc uzbroiliśmy się w odpowiedniejsze ubrania i ruszyliśmy dalej w drogę. Niestety, tuż po zmroku i przejechaniu kilku kolejnych kilometrów zaczął padać deszcz i nie przestał już do samego Newhaven. Wiedzieliśmy jednak, że aby cała wyprawa zakończyła się sukcesem, to musimy dotrzeć do portu na czas. I tak też się stało. Około godziny 22.00 byliśmy już w Newhaven, gdzie czekał na nas Łukasz Kękuś i jego „rowerowóz”. Zapakowaliśmy rowerki, wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy na prom. Deszcz nie przestawał padać, a wręcz rozpadało się jeszcze mocniej.
Na promie szybki check-in i znów walka z czasem, żeby z tych trzech godzin na promie wyrwać jak najwięcej snu. Niektórzy spali więcej, niektórzy mniej, a co niektórzy w ogóle, ale czas uciekał i wkrótce postawiła nas na nogi rozbrzmiewająca syrena alarmowa oznaczająca, że prom dotarł do Dieppe we Francji. Szybka zbiórka i znów siedzieliśmy w „rowerowozie”. Następnie wysiadka poza bramami portu, szybkie przekąski, zbrojenie rowerów w sakwy, torby i tym podobne i już około godziny 4.30 lokalnego czasu znów kręciliśmy, aby dotrzeć na czas do Paryża.
Niestety, pogoda nadal nam nie sprzyjała i z nieba wciąż padała rzęsista mżawka. Okazało się później, że dla wielu z nas był to moment zwątpienia i że morale drużyny troszkę opadło, zwłaszcza kiedy po przejechaniu około 20 km musieliśmy się zmierzyć z dwoma przebitymi oponami. Na dworze było nadal ciemno, ale wschód słońca był już blisko, a po sprawdzeniu prognozy pogody okazało się, że jest nadzieja na to, że deszcz w końcu ustanie. Tak też się stało i po około dwóch godzinach i przejechaniu kilkudziesięciu kolejnych kilometrów deszcz przestał padać. To były bardzo dobre wieści, a humory poprawiły nam się jeszcze bardziej, kiedy pilot naszej wycieczki, zaskoczył nas wspaniałym śniadaniem i pyszną kawą. Przebraliśmy zmoczone ciuchy i od tej pory jechało się nam już zdecydowanie lepiej. Prześladowała nas jedynie klątwa przebitych opon, bo było ich w ciągu czterech godzin aż sześć. Jednakże to nas nie powstrzymywało i znów pomoc Łukasza Kękusia i jego „rowerowozu” pomogła nam wyjść z opresji, bo Łukaszowi udało się znaleźć sklep rowerowy i kupić w nim nową oponę dla Mariusza. Po wymianie dwóch opon ilość złapanych „gum” spadła do zera i tak już zostało do samego Paryża. Na szczęście podczas dalszej podróży nie wydarzyło się już nic, co mogłoby nam utrudnić i uprzykrzyć naszą wycieczkę. Pedałowaliśmy ostro przed siebie, najpierw wzdłuż Avenue Verte, a później przez malownicze francuskie wioski, podziwiając wspaniałe krajobrazy. Kiedy byliśmy jakieś 60 kilometrów od Paryża u niektórych z nas zaczęło pojawiać się pierwsze zmęczenie, ale słowa otuchy i motywacja pozostałej części ekipy pozwoliła nam wszystkim szczęśliwie dotrzeć z Londynu do Paryża w 24 godziny. W Paryżu w pewnym momencie dołączył do nas Łukasz i razem ruszyliśmy w stronę Wieży Eiffla. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na szybką sesję zdjęciową pod Łukiem Triumfalnym, a następnie pokręciliśmy już pod samą wieżę, aby tam świętować nas wspólny sukces. Był szampan „spod lady” i ogromna euforia wśród całej drużyny! 
Przyznam, że był to dla mnie niesamowicie ekscytujący wyczyn i wspaniały sposób na zakończenie rowerowego lata 2022. Kolejny cel zdobyty i kolejne wspaniałe chwile przeżyte z niesamowitymi ludźmi z Polskiej Grupy Rowerowej UK. 
Brawo!!! I pamiętajcie... „takie chwile jak te, nie zdarzają się zbyt często”. 

Podziel się:

Facebook
Twitter
Pinterest
LinkedIn

Skontaktuj się

0%