5 maja w Wielkiej Brytanii przeprowadzone zostaną lokalne oraz regionalne wybory, będą one testem wiarygodności dla Borisa Johnsona i jego partii po serii afer, które wstrząsnęły w ostatnich miesiącach opinią publiczną.
Do wyborów pozostało coraz mniej czasu, a ich wynik trudno przewidzieć. Pewne jest jedno, Partia Konserwatywna ma wiele do stracenia.
Na terenie Anglii funkcjonują 33 Metropolitan District Councils (Rady Dystryktów Metropolitalnych), w których łącznie zasiada 904 osób, 21 organów władzy regionalnej – 627 mandatów, 60 Rad Powiatowych (District Councils) – 1 011 mandatów.
W nadchodzących wyborach walka będzie stoczyć się również w 32 gminach Londynu – w ich radach zasiada w sumie 1 817 radnych, dodatkowo, mieszkańcy 6 gmin wybiorą 5 maja nowego burmistrza, tak samo będzie w South Yorkshire.
W Szkocji do zdobycia jest 1 219 miejsc w 32 radach, w Walii 1 234 miejsc w 22 radach. Irlandia Północna wybierze 90 przedstawicieli władz regionalnych.
Zdaniem obserwatorów brytyjskiej sceny politycznej, jedna z wartych uwagi potyczek między Partią Konserwatywną o Partią Prac odbędzie się w Sunderland, Torysi chcą odebrać ten rejon Laburzystom. Z kolei Laburzyści liczą na wygraną w niektórych radach w West Midlands – np. w Dudley, nad którymi konserwatyści przejęli kontrolę w zeszłym roku.
Partia Pracy ma także nadzieję na zdobycie dobrych wyników w Londynie, zwłaszcza w Barnet, Westminster i Wandsworth. W Walii Laburzyści powalczą o utrzymanie kontroli nad Cardiff, zaś Torysi o mandaty przejęte w Szkocji w 2017 roku.
Kto wygra trudno przewidzieć, podkreślają eksperci gdyż wybory lokalne rządzą się swoimi prawami. W sondażach krajowych, od kilku miesięcy to Partia Pracy ma przewagę nad Partią Konserwatywną, wyniki takich badań nie zawsze pokrywają się z głosami oddanymi w wyborach niższego szczebla.