Miałam nadzieję, że mam do czego wracać – Józefina (wywiad, Radio PRL)

Wywiad z Józefiną, byłą wokalistką Varius Manx, przy okazji premiery singla „Wilcze serce”

Marcin Wolniak: Zachwyciłem się tą dziewczyną lata temu, gdy wystąpiła w „Szansie na sukces” z zespołem Wilki. Później z ich piosenką „Eli lama sabachtani” wygrała opolskie Debiuty. I znów były same zachwyty. Była kolejną, po Monice Kuszyńskiej, wokalistką Varius Manx, a jako Lari Lu wydała swój solowy, debiutancki album. Po kilku latach przerwy powróciła na rynek muzyczny, z nowym utworem „Wilcze serce”. Kiedyś Anna Józefina Lubieniecka, a teraz po prostu Józefina. Witam serdecznie!

Józefina: Cześć! Bardzo miło to słyszeć. Rzeczywiście brzmi to jak kawał muzycznej drogi.

MW: Bo to jest kawał muzycznej drogi. Kiedy pojawił się pomysł, żeby na tą muzyczną drogę wrócić i znów zawalczyć o swoje miejsce na rynku muzycznym?

Józefina: Właściwie zaczęło to się w momencie, gdy już totalnie zniknęłam. Wycofałam się zresztą na własne życzenie. Chciałam spróbować czegoś innego w życiu. Zobaczyć jak to jest żyć w innym kraju, czy też w innym zawodzie. Przez jakiś czas byłam też w Londynie. Uświadomiłam sobie jednak, że w żadnej innej pracy nie będę tak spełniona. Choćbym osiągała największe sukcesy. Jestem bardzo szczęśliwa nawet, gdy uda mi się napisać coś do szuflady.

MW: Skoro byłaś jakiś czas w Londynie, to nie mogę nie zapytać o Twoje ulubione miejsca w Londynie? Co Cię w tym mieście zachwyciło?

Józefina: Kocham Chinatown i Camden Town. Jednak numerem jeden jest dla mnie Chinatown, bo to takie mało miasto w mieście. Niestety byłam w Londynie bardzo krótko, ponieważ miałam tam ciężkie zajęcie i musiałam szybko wracać. Pojechałam wtedy do Niemiec, do Berlina.

MW: Do tematu Berlina jeszcze wrócimy, ale chciałem teraz poruszyć temat Twojego nowego singla. „Wilcze serce” to Twój muzyczny powrót, ale jednocześnie nawiązanie do muzycznej przeszłości. Stworzyłaś tą piosenkę z Anitą Lipnicką, wokalistką, z którą zespół Varius Manx odnosił swoje pierwsze, wielkie sukcesy. Jak doszło do Waszej współpracy i jak ta współpraca przebiegała?

Józefina: W pewnym momencie spakowałam się, ze łzami w oczach i poczuciem, że mi nie wyszło za granicą. Wróciłam do Polski, żeby zawalczyć jeszcze o siebie na scenie. Miałam taką wielką nadzieję, że może mam jeszcze do czego wrócić. Chyba właśnie tak miało być, ponieważ współpraca z Anitą Lipnicką była otoczona taką magiczną aurą. Ja sama staram się pisać, tworzę teksty, współkomponuję piosenki. Jednak przy tej piosence bardzo długo mi to szło. I bardzo nie podobało mi się to, co ja stworzyłam. Szukałam inspiracji, żeby wiedzieć w którą stronę to powinno pójść, co chcę przekazać w tym utworze. Zastanawiałam się jakie te słowa powinny być. Czy takie „ptasie mleczka”, chmurki, które nas delikatnie muskają? Czy może takie w stylu Katarzyny Nosowskiej, którą też kocham? Cały czas miałam wówczas w głowie Anitę Lipnicką. Anita to moja ukochana wokalistka z Varius Manx i kiedy występowałam z zespołem wszędzie to podkreślałam. Wrażliwością Anita jest mi najbliższa, ponieważ wychowałam się na jej muzyce. Jest dla mnie jak starsza siostra, ale nawet nie śmiałam, że po takim czasie ona zgodzi się na moją propozycję. Przecież wiele lat już mnie nie było na scenie. Założyłam, że nie mam nic do stracenia. Gdy wsiadłam w samochód, usłyszałam w radiu piosenkę „I wszystko się może zdarzyć”, którą napisała Anita. Powiedziałam sobie samej wtedy, że muszę się z nią skontaktować, przecież mamy wspólnych znajomych. Wysłałam jej piosenkę, inspiracje, wiersze. I to wyszło bardzo naturalnie. Anita powiedziała mi: „Tak, napiszę Józia dla Ciebie ten tekst”.

MW: I teraz macie wspólną historię z jednym zespołem, ale macie także wspólną piosenkę. Wiem, że premiera „Wilczego serca” zbiegła się z pewnymi zjawiskami atmosferycznymi…

Józefina: To też jest pewnego rodzaju cud. Pierwotnie premiera miała być na początku stycznia, ale to się wszystko jakoś rozwlekało. Ostatecznie zaplanowaliśmy premierę na 28-ego stycznia. 2 dni wcześniej moja siostra napisała na swoim instagramie: „Premiera nowej piosenki mojej utalentowanej siostry odbędzie się w Wilczą Pełnię Księżyca, pierwszą pełnię księżyca w 2021 roku, w ognistym znaku Lwa”. Moja siostra się bardzo interesuje astrologią. Wydawało mi się, że ona to sobie wymyśliła, ale super to brzmiało, więc zadzwoniłam do niej. Moja siostra była zaskoczona, że to nie było zaplanowane, że wydajemy „Wilcze serce” w pełnię Wilczego Księżyca. Gdy dowiedziałam się o tym fakcie to naprawdę musiałam 2 godziny do siebie dochodzić, więc to chyba fajny znak. A nawet na pewno!

MW: A co takiego zachwyciło Cię w Berlinie, że na lata postanowiłaś się z nim związać? Czym Cię Berlin ujął bardziej niż na przykład Warszawa?

Józefina: Ja się przeprowadziłam do Warszawy nie dlatego, że chciałam tam mieszkać. Wygrałam po prostu casting do teatru Buffo. Dostałam pracę u Janusza Józefowicza i jakoś to samo wyszło. Chciałam wówczas mieszkać w Krakowie. W sumie mieszkałam w Warszawie 14 lat. Kiedy muzycznie wszystko u mnie ucichło, postanowiłam spełniać swoje marzenia. Jednym z tych marzeń była przeprowadzka do Berlina, która ciągnęła się za mną od lat. Gdy śpiewałam w Varius Manx to na moją prośbę nakręciliśmy w Berlinie teledysk do „Przebudzenia”. Z Berlinem to była więc miłość od pierwszego wejrzenia. Aż szkoda, że nie z Londynem [śmiech]. Natomiast w Berlinie nie ma China Town, a w Londynie jest.

MW: Dołączyłaś do zespołu Varius Manx w dość trudnym momencie. Kilka lat po strasznym wypadku samochodowym, w czasie gdy Monika Kuszyńska ostatecznie zrezygnowała z dalszego śpiewania w zespole. Jak wspominasz tamten czas?

Józefina: Gdy teraz to wszystko analizuję to stwierdzam, że całe życie miałam pod górkę. Wszyscy mi wtedy zazdrościli, że śpiewam w Varius Manx i każda z wokalistek chciałaby być na moim miejscu. A dla mnie to było bardzo duże obciążenie psychiczne. Dla mnie to było ciężkie i najchętniej w ogóle bym do tego nie wracała. Niemniej jednak mam świetne relacje z chłopakami i sama współpraca z nimi była przyjemna. Robert Janson jest takim moim „tatusiem” i to wspominam rewelacyjnie. A reszta jest takim smutkiem.

MW: Czy Ty śledzisz to, co się teraz dzieje z zespołem i są wciąż dla Ciebie inspiracją? Co Cię teraz muzycznie inspiruje?

Józefina: Ja słucham muzyki elektronicznej, klubowej. Kocham twórców z Islandii, szczególnie Bjork i Sigur Ros. Moim najnowszym odkryciem jest JFDR. To jest totalny kosmos. Niesamowita dziewczyna, która jest dla mnie wielką inspiracją. Zdałam sobie jednak sprawę z tego, że to czego słucham, nie do końca pasuje do mojego głosu. Próbowałam już robić muzykę elektroniczną. Współpracowałam z producentami ze środowiska muzyki klubowej, ale moja barwa głosu nie mogła się tam zbytnio odnaleźć. Wydaje mi się, że mój głos najlepiej brzmi z dźwiękami organicznymi, akustycznymi, ze smykami. Jestem stworzona do tego, a słucham zupełnie czegoś innego.

Rozmawiał: Marcin Wolniak

Marcin Wolniak – dziennikarz radiowy i prasowy, songwriter, na stałe współpracuje z Polskim Radiem Londyn i tygodnikiem Cooltura, absolwent dziennikarstwa na Uniwersytecie Opolskim, autor cyklu „Marcin Śpiewa z Gwiazdami”, w którym przeprowadza wywiady z gwiazdami polskiej sceny muzycznej, miłośnik Oscarów i Konkursu Piosenki Eurowizji.

Podziel się:

Facebook
Twitter
Pinterest
LinkedIn

Skontaktuj się

0%