Od lat marzyłam o świątecznej płycie! – Sabina Jeszka (wywiad , Radio PRL)

foto: Karol Gustavv Małecki

Wywiad z Sabiną Jeszką przy okazji wydania świątecznego albumu „My Christmas Dream”

Marcin Wolniak: Wydałaś swój świąteczny album „My Christmas Dream”. Na tej płycie znalazły się amerykańskie standardy, ale jest też jedna polska piosenka. Opowiedz jak przebiegały prace nad tym albumem i skąd taki dobór piosenek? Czy ten świąteczny sen był łatwy do spełnienia?

Sabina Jeszka: Ja o świątecznej płycie z moimi ukochanymi piosenkami marzyłam od dawna. 6 albo 7 lat. W zeszłym roku zupełnie spontanicznie rozmawiałam o tym z moim znajomym, Jackiem Tarkowskim, który jest dyrygentem i producentem. Mówiłam Jackowi o tym moim marzeniu i mówiłam też, że nie wiem jak się za to zabrać, ale wiem, że muszę to zrobić. Tak naprawdę on potrzebował jakąś minutę do namysłu i powiedział do mnie: „Słuchaj, zróbmy to!”. Wtedy spełniło się moje pierwsze marzenie, bo wiedziałam, że znalazłam osobę, która zrobi to na najwyższym poziomie i zrobi to z sercem. To było dla mnie clou tego wszystkiego. Dlatego tak pięknie słucha się tej płyty, mam nadzieję, że tobie także. Są tu prawdziwe i szczere emocje. Prace nad tym albumem trwały ponad rok. Pandemia zupełnie w tym nie pomagała, ale udało mi się znaleźć cudownych muzyków, którzy oddali cząstkę siebie i serca w te dźwięki. Praca była bardzo przyjemna. Ja jestem totalnym freakiem świątecznym. Na każde nagrania chodziłam ze świątecznym kubkiem i w czapce Świętego Mikołaja. Było śmiesznie, bo przecież vocale nagrywaliśmy w marcu i w czerwcu. Muzycy też nie są przyzwyczajeni do tego, że zaraz po świętach nagrywa się świąteczny album. Natomiast było dużo śmiechu, dużo przyjemności i ciarki na całym ciele.

MW: Odnosząc się do Twojego pytania, mi słuchało się tej płyty rewelacyjnie. Wydaje mi się, że to jest unikat na polskim rynku fonograficznym, żeby tak brzmiały te świąteczne standardy. Ten album jest bardzo klimatyczny i bardzo przyjemny dla ucha. Na tym albumie możemy usłyszeć takie jazzowe aranżacje. Dużo w tym jest bossa novy, dużo swingu. Czy Ty w takim kierunku chcesz już teraz generalnie podążać? Tak jak Michael Buble czy Matt Dusk? Twój głos fantastycznie brzmi w takim repertuarze.

SJ: Bardzo Ci dziękuję. Ja nigdy nie mówię nigdy. Nie ukrywam, że w trakcie tworzenia płyty świątecznej, robiłam też swój solowy album. Robię go nadal i on jest w totalnie innym klimacie. Natomiast ciągnie mnie bardzo w takie klasyczne brzmienia. W takie klimaty jakie nagrywa Buble czy Dusk. Marzyłoby mi się zrobić kiedyś muzykę w takim klimacie, ale moja solowa płyta jest zupełnie w innym stylu. To już temat na inną rozmowę.

MW: Grudzień i czas świąteczny to jedyny okres w roku gdy wracamy do naszej ulubionej świątecznej muzyki. Wiem, że od teraz Twój album zawsze mi będzie towarzyszył o tej porze roku. Czy sama masz takie albumy, takie piosenki, do których zawsze wracasz w czasie świąt?

SJ: Ja ogromnie kocham Franka Sinatrę, Michaela Buble, piosenki świąteczne, które nagrała Ariana Grande, albo też Nat King Cole. Te piosenki, które wybrałam na album są nieprzypadkowe, ponieważ to wszystkie są moje ukochane piosenki, do których wracam co roku. Oczywiście teraz będę wracać także do swoich wykonań, ale wciąż mam głęboko w sercu te oryginalne wykonania utworów.

MW: Byłaś odkryciem vocalnym 3-iej edycji talent show „Mam talent”. Dotarłaś wówczas do finału, ale to było aż 10 lat temu. Wtedy zachwycali się Tobą jurorzy i publiczność, ale po latach Agnieszka Chylińska stwierdziła, że zmarnowałaś swój talent. Zabolały Cię te słowa?

SJ: Nie będę kłamać, że zrobiło mi się przyjemnie, kiedy dowiedziałam się o tej wypowiedzi. Miałam trochę żalu o to, że Agnieszka wypowiedziała się, nie sprawdzając co się u mnie dzieje. Każdy widzi swoją karierę w trochę innym miejscu. Ja jestem z siebie bardzo zadowolona i z tego, co się u mnie dzieje. To jest robione po prostu moim tempem. Niektórzy chcą wszystko bardzo szybko i od razu, a ja robię dużo rzeczy sama i robię po swojemu. Może Agnieszka widzi mnie w innym miejscu niż jestem, ale najważniejsze jest, żebyśmy sami czuli się dobrze z tym co robimy.

MW: Czyli wysłałabyś swoją świąteczną płytę Agnieszce Chylińskiej z życzeniami i dopiskiem: „I kto tu talent zmarnował”?

SJ: Na pewno nie z takim dopiskiem [śmiech]. Gdybym miała adres Agnieszki, to chętnie bym wysłała, żeby sobie posłuchała. Natomiast ja nie żywię do nikogo urazy. Na tamten moment zrobiło mi się przykro, ale sama przed sobą usiadłam i pomyślałam, że robię to co chcę i w czasie, w którym chcę. Mam szczęśliwą rodzinę i to jest dla mnie najistotniejsze, a muzyka wychodzi z tych wszystkich pozytywnych emocji. Jestem zadowolona z tego, co się u mnie dzieje.

MW: W tym roku wzięłaś udział w kolejnym talent show – „The Four. Bitwa o sławę”. Mam wrażenie, że to było takie starcie gigantów, czyli osób od lat obecnych w branży muzycznej, którzy jednak wciąż potrzebują szansy na dotarcie do szerokiego odbiorcy. Byłaś zaskoczona wynikami tego konkursu czy liczyłaś na więcej?

SJ: Przede wszystkim byłam zaskoczona propozycją Polsatu, żebym zasiadła w Wielkiej Czwórce. To było dla mnie ogromne wyróżnienie, żeby usiąść wśród tak cudownych wokalistów. Parę lat temu, gdy oglądałam amerykańską wersję programu „The Four”, to zamarzyło mi się wzięcie udziału w czymś takim. W programie, którego formuła jest dosyć stresująca dla uczestnika, a dla widza niezwykle emocjonująca. Co do wyników, to wiadomo, że każdy chciałby dojść jak najdalej. Jednocześnie ja byłam bardzo zadowolona ze swoich występów, zarówno z pierwszego jak i kolejnego, gdy dostałam możliwość powrotu do finału i zaśpiewania piosenki Adele. Nie mam sobie nic do zarzucenia i mam nadzieję, że zrobiłam sobie dobry PR i przypomniałam o sobie. Przypomniałam o tym, że ja wciąż zajmuję się muzyką.

MW: Przede wszystkim zapowiedziałaś tam swoją świąteczną płytę. Ja od tej zapowiedzi cały czas sprawdzałem informacje kiedy ta płyta się ukaże. Sam od lat śledzę wszystko to co dzieje się wokół konkursu Eurowizji, artystów, którzy się tam pojawiają. Ty w „The Four” zaśpiewałaś piosenkę Loreen „Euphoria” i jurorzy stwierdzili, że to był występ godny ogromnej sceny. Chciałabyś wystąpić na Eurowizji?

SJ: Nie myślałam o tym jeszcze. Chciałabym najpierw dotrzeć trochę wyżej. Tak, żeby każdy słysząc moje imię i nazwisko wiedział o kogo chodzi. A może dopiero później Eurowizja. Eurowizja nie jest na tą chwilę szczytem moich największych marzeń. Może mi się to zmienić.

MW: A jakie są Twoje najbliższe muzyczne marzenia? Wiem, że debiutancka, solowa płyta jest w drodze. Gdy skończy się ten świąteczny czas, to czego mogę Ci życzyć na ten 2021 rok? Oczywiście poza zdrowiem czy szczęściem muzycznym, bo to jest oczywiste.

SJ: Dziękuję. Może życzyć tego, żeby ta dziwna, pandemiczna sytuacja umożliwiła pracę muzykom. Żeby mogli się zajmować tym, co kochają najbardziej, czyli tworzeniem. Życz mi weny i takiej pustej głowy do pracy, żebym nie musiała się stresować o milion innych rzeczy, tylko żebym mogła skupić się na muzyce.

Rozmawiał: Marcin Wolniak

Marcin Wolniak – dziennikarz radiowy i prasowy, songwriter, na stałe współpracuje z Polskim Radiem Londyn i tygodnikiem Cooltura, absolwent dziennikarstwa na Uniwersytecie Opolskim, autor cyklu „Marcin Śpiewa z Gwiazdami”, w którym przeprowadza wywiady z gwiazdami polskiej sceny muzycznej, miłośnik Oscarów i Konkursu Piosenki Eurowizji.

Podziel się:

Facebook
Twitter
Pinterest
LinkedIn

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Skontaktuj się

0%