W polskich komediach ostatnio gra wąska grupa aktorów. To nudne! – Artur Barciś (wywiad, Radio PRL)

Artur Barciś to aktor wszechstronny, bo grał przecież u Wajdy, czy Kieślowskiego, ale ogromną popularność zdobył dzięki rolom w serialach komediowych takich jak Miodowe lata oraz Ranczo. Artur Barciś już 5 lutego wystąpi w Londynie dla polonijnej publiczności ze swoim Artur Barciś Show. Wciąż dostępne są bilety, które można zakupić na stronie prl24.co.uk.

foto: materiały prasowe

Marcin Wolniak: Panie Arturze przylgnęła do pana ta postać Tadeusza Norka z Miodowych lat. Chciałem zapytać, czy lubi Pan tą kreację, czy jednak to jakiś rodzaj zaszufladkowania dla takiego aktora jak Pan.

Artur Barciś : Tak, bardzo lubię. Oczywiście to jest rodzaj zaszufladkowania. Wcześniej miałem poczucie, że jestem aktorem bardziej dramatycznym niż komediowym. Chociaż właściwie zawsze chciałem być aktorem uniwersalnym i nie sądziłem, że tak ta „szufladka” do mnie przylgnie, bo jeszcze potem był serial Ranczo, który też jest serialem komediowym. Oczywiście nie aż tak jak Miodowe lata. Jak widać tak już zostało, ale właściwie nie żałuję, bo to były piękne lata, piękne doświadczenia i Miodowe lata to wielka szkoła aktorstwa, bo serial był kręcony na żywo przy udziale publiczności. Co tydzień mieliśmy premierę. Cały odcinek nagrywaliśmy od początku do końca za jednym zamachem – pewnie nie wszyscy o tym wiedzą. Więc nie, nie żałuję i bardzo się cieszę.

MW: Przyglądałem się pana filmografii i mam takie wrażenie, że ma pan na swoim koncie współprace z bardzo wielkimi reżyserami jak Krzysztof Kieślowski, czy Andrzej Wajda. Które momenty w pana długiej karierze aktorskiej były kluczowe i które pan wspomina z największym sentymentem?

AB: Na pewno kluczowym momentem było spotkanie z Krzysztofem Kieślowskim, bo najpierw był film Bez końca, czyli jeden z ważniejszych moim zdaniem filmów opowiadających o stanie wojennym oraz o czasie po stanie wojennym. W tej chwili dużo bardziej chyba doceniony niż zaraz po premierze. Potem oczywiście Dekalog i moja rola, która, chociaż nie powiedziałem ani jednego słowa, wywołała mnóstwo różnych kontrowersji. Mnóstwo prac doktorskich i magisterskich zostało na jej podstawie napisanych, a Dekalog jest lekturą obowiązkową we wszystkich szkołach filmowych świata, ponieważ jest dziełem wyjątkowym. Więc to na pewno był taki moment. Ale oczywiście też takim momentem były Miodowe lata, czy potem Ranczo, bo to są seriale, które zostały już na stałe w pamięci widzów i ciągle są, dlatego, że w Polsce właściwie Miodowe lata są ciągle powtarzane na którejś ze stacji. Ranczo też właściwie wychodzi ciągle i jeszcze do tego teraz jest na Netflixie, więc jest kilka takich momentów przełomowych. W tej chwili jestem głównie aktorem teatralnym, mało gram w filmach, nie gram w żadnym serialu. Więc tak naprawdę nie wiadomo jaki ten przełom będzie. Aktorstwo to jest taki zawód, w którym właściwie wszystko może się zdarzyć i być może ta najważniejsza rola, ten przełom jest jeszcze przede mną.

MW: Chciałem zapytać o te propozycje filmowe czy serialowe, które się teraz pojawiają. Czy ma pan wrażenie, że właśnie wystarczająco ukazują pana aktorskie możliwości, czy jednak teatr ma dla pana znacznie więcej do zaoferowania:

AB: Teatr zdecydowanie ma do zaoferowania więcej szczególnie dlatego, że ja również jestem reżyserem teatralnym. Właściwie cały czas coś reżyseruję, więc głównie spędzam czas w teatrze. Propozycje serialowe, które otrzymuję są mało interesujące i po prostu nie chcę grać w takich serialach. W kinie od czasu do czasu zdarza się jakiś epizod, ale to są role drugoplanowe. Staram się występować żeby zupełnie o mnie nie zapomniano, ale nie jestem oczywiście z tego powodu szczęśliwy, że tak właśnie się dzieje. To jest taki zawód. Loteria. Nigdy nie wiadomo jak się dalej potoczy ta historia.

źródło: materiały prasowe

MW: Panie Arturze, które komedie należą do tych pana ulubionych ,do których lubi pan wracać i które się panu nie nudzą, że może pan je oglądać wielokrotnie?

AB: To jest na pewno taka trylogia. Sami swoi, Nie ma mocnych i Kochaj albo rzuć. Ta trylogia jest zdecydowanie na pierwszym miejscu. To jest genialne arcydzieło. Coś, co mnie zawsze bawi. Jest genialnie zagrane i zrobione. Arcydzieło.. Zdecydowanie na pierwszym miejscu. Bardzo lubię też filmy Julka Machulskiego, czy Stanisława Barei. U Barei jest różnie z jakością, ale to jest pewien znak czasu. Pamiętam te czasy, grałem przecież w Zmiennikach, kiedy wiele rzeczy chciałoby się opowiedzieć, ale nie wolno było tego mówić. Trzeba było przemycać przed cenzurą różne teksty i niewiadomo było czy to przejdzie, czy nie przedzie. Graliśmy pewne sceny, ale nie do końca było wiadomo, czy wejdą one do filmu, bo może jakiś cenzor sobie coś tam usłyszy. Niektórzy to przepuszczali. Ja w ogóle lubię tamte polskie komedie. Te współczesne jakoś mniej.

MW: No właśnie, bo chciałem zwrócić uwagę na kondycję polskiej komedii dziś. Mam wrażenie, że od dobrej dekady chodzimy bardzo na łatwiznę. Powstają filmy taśmowo robione, z tymi samymi aktorami, bazujące na tych samych schematach, które przyciągają widownię, ale po prostu szybko o nich zapominamy i to nie staje się kultowe. Taki trochę fast food filmowy. Nie wiem czy ma pan też takie wrażenie?

AB: Tak, mam takie wrażenie i czasami mam wrażenie, że po prostu próbujemy w jakiś sposób kopiować takie filmy, takie scenariusze, które są troszkę angielskie jak To właśnie miłość czy podobne tytuły, tylko że wypada to dużo gorzej. I scenariuszowo, i aktorsko. Z tym też ma pan rację. Właściwie mam wrażenie, że w polskich filmach gra tylko wąska grupa aktorów, ciągle tych samych. Zaczyna to być już po prostu nudne.

MW: Proszę mi powiedzieć – z pana doświadczenia czy trudniej jest zagrać w komedii, czy też dramatyczną rolę? Wielu amerykańskich aktorów stwierdziło, że komedia jest znacznie trudniejsza, chociaż mniej doceniana. Widzimy to co roku podczas rozdania Oscarów. Role komediowe niekoniecznie zdobywają nominacje.

AB: Tak, tak się jakoś utarło, że te role komediowe to jest coś gorszego, a to na pewno nie jest prawdą. Wręcz przeciwnie, wydaje mi się, z doświadczenia to wiem też, że dobrą komedię jest zagrać bardzo trudno. Trzeba posiadać dosyć spory warsztat i pewien rodzaj umiejętności, których się nie da nauczyć. To jest wyjątkowe, no ale też role dramatyczne są przez krytyków, recenzentów bardziej doceniane. Niewiele jako aktor mogę na to poradzić.

MW: Panie Arturze a co pan przygotował dla londyńskiej i polonijnej publiczności? Czego możemy się spodziewać podczas tego wieczoru?

AB: Myślę, że będzie to póltorej godziny, chociaż wszystko zależy od publiczności, to pewien rodzaj standup’u, w którym bardzo istotną rolę odgrywa publiczność. Jeżeli ona współpracuje, jeżeli chce się razem bawić to czasami trwa i dwie godziny. Różnie to bywa. Będę opowiadał trochę o swojej zabawnej drodze do aktorstwa, będę ćwiczył dykcję razem z publicznością, będę śpiewał piosenki o kulisach życia aktora, czyli o tremie i różnego rodzaju sytuacjach, które się zdarzają aktorom na scenie, o dowcipach jakie aktorzy sobie robią na scenie. Będę opowiadał o tym, na czym się dobrze znam, czyli o aktorstwie, teatrze i kulisach mojego zawodu. Ale to wszystko w zabawnej i miłej formie. Będzie także chwila refleksji. Będą mi towarzyszyli wspaniali muzycy, którzy ze mną przyjadą z Polski. Marek Zalewski na pianinie i Mariola Mrożyk na akordeonie. Mam wrażenie, że to będzie wspaniały wieczór, bardzo się cieszę na to zaproszenie i jestem pewien, że razem spędzimy bardzo miły czas.

MW: No to nie pozostaje nam już nic innego jak po prostu zaprosić państwa na ten wieczór – 5 lutego Artur Barciś i Artur Barciś Show w Londynie. Wiem, że jeszcze są bilety, wystarczy zajrzeć na naszą stronę internetową – tam znajdują się wszelkie informacje o tym, jak te bilety zakupić żeby przeżyć ten wieczór z Arturem Barcisiem. Panie Arturze, bardzo dziękuję za rozmowę.

AB: Dziękuję bardzo i do zobaczenia.

Oprac. M.M.

Podziel się:

Facebook
Twitter
Pinterest
LinkedIn

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Skontaktuj się

0%