Walentynki w kinie? „Wyjdź za mnie” to całkiem dobra opcja! (recenzja, Radio PRL)

Wyjdź za mnie to najnowsza komedia romantyczna z Jennifer Lopez w roli głównej. Historia miłosna supergwiazdy muzyki i przypadkowego widza. Całkiem zgrabne feel-good movie, ale do poziomu chociażby Nothing Hill to już lata świetlne. Bywa magicznie, usłyszymy też całkiem udane piosenki, ale niestety w komedii Kat Coiro absurd goni absurd, a zabawnych tekstów zdecydowanie tu brakuje.

foto: materiały prasowe

Komedia romantyczna idealna na Walentynki. Zapewne takie hasło przyświecało twórcom przy powstawaniu filmu Wyjdź za mnie. Jennifer Lopez gra tu (zaskakujące!) latynoską supergwiazdę Kat Valdez, która na oczach milionów telewidzów ma poślubić innego celebrytę – Bastiana (w tej roli bożyszcze z Kolumbii, czyli Maluma). W ostatniej chwili Kat dowiaduje się o niewierności swojego ukochanego i to popycha ją do impulsywnej decyzji o poślubieniu przypadkowego widza na koncercie. Jak szybko się możemy domyśleć, może decyzja była pod wpływem emocji, ale szczęśliwie facet trafił się całkiem w porządku. I chociaż Charlie Gilbert (Owen Wilson) to postać z totalnie innego świata – nauczyciel matematyki w kraciastej koszuli, to przecież przeciwieństwa się przyciągają, prawda?

foto: materiały prasowe

Chociaż poszczególne wątki od samego początku wydają się nam absurdalne, a poziom cringe’u momentami jest wysoki, to jednak gdy przyjrzymy się niektórym celebrytom, to właściwie nie ma tu rzeczy nieprawdopodobnych. Zarys historii wydaje się być dobrym pretekstem do wielu zabawnych perypetii, ale tego jednak w komedii Kat Coiro nie otrzymujemy. Dobrych żartów, czy też udanych komediowych postaci na drugim planie, jest tu jak na lekarstwo. Sytuację stara się ratować Sarah Silverman (w roli przyjaciółki Charliego), ale jej potencjał też nie został wykorzystany. Maluma jest piękny, ale jednocześnie totalnie bezbarwny. Owen Wilson gra fajnego gościa i robi to bardzo wiarygodnie. JLo przyzwyczaiła nas już do takiej gry aktorskiej i właściwie trudno jej tu cokolwiek zarzucić. Myślę, że jej fani zdecydowanie nie będą rozczarowani tym filmem, ani faktem, że 52-letnia latynoska piękność gra tu 35-latkę.

Twórcy filmu postarali się wcisnąć jak najwięcej oryginalnych piosenek w wykonaniu Lopez i Malumy. Piosenki mamy tu więc non stop. I właściwie większość scen jest budowana po to, żeby nasze gwiazdy mogły coś jeszcze zaśpiewać. Spośród tych piosenek największe wrażenie robi On my way. Całkiem udana, szeroka ballada, która w dodatku zgrabnie wpasowała się w filmową historię. Nie wiem czy to wystarczy na oscarową nominację, ale na nominację do Złotego Globa 2023? Zobaczymy.

Wyjdź za mnie stara się garściami czerpać z innych komedii romantycznych, pozostając w dość już utartej konwencji i schematach. Mamy więc tutaj miłosne uniesienia na karuzeli, bieg na lotnisku (czemu to zawsze musi być w biegu i na ostatni moment?), zerwania i powroty. Można tu doszukać się nawiązań do Nothing Hill, czy To właśnie miłość, ale do jakości i brytyjskiego humoru z komedii Richarda Curtisa zdecydowanie jest tu daleko. No cóż, czasy wprawdzie są już inne, a współczesne love story zderza się z wszechobecnymi social mediami – instagramem, tiktokami i postami sponsorowanymi. Czy Wyjdź za mnie to dobry pomysł na romantyczny, walentynkowy wypad do kina? Raczej tak. Dostajemy tu kilka magicznych scen, momentami nawet wzruszających i całkiem sympatyczną parę na ekranie. Zapomnimy też zapewne o tym filmie dość szybko, gdy tylko minie walentynkowy nastrój.

Moja ocena 5/10

Tekst: Marcin Wolniak

Podziel się:

Facebook
Twitter
Pinterest
LinkedIn

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Skontaktuj się

0%