Jerzy Hoffman: Film bez widza jest martwy

W 90. rocznicę urodzin legendy polskiego kina Jerzego Hoffmana, Kino POSK zaprasza na przegląd jego filmów.

Artysta urodził się 90 lat temu w Krakowie, dokładnie 15 marca 1932 roku. Ten wybitny polski reżyser i scenarzysta filmowy sławę zdobył przede wszystkim jako twórca adaptacji „Trylogii” Henryka Sienkiewicza („Pan Wołodyjowski”, „Potop”, „Ogniem i mieczem”), osadzonej w czasach XVII-wiecznej Rzeczypospolitej. Był także realizatorem filmów obyczajowych i wojennych. Reżyser specjalizował się w spektakularnych widowiskach, jak również w tzw. kinie popularnym, zdobywając uwielbienie ogromnej liczby widzów i niezwykłą popularność. Z Jerzym Hoffmanem, ikoną polskiego kina, rozmawia Tomasz Furmanek.

Wiele ze swoich najważniejszych dzieł filmowych stworzył pan w okresie panowania ustroju komunistycznego w Polsce. Czy jako twórca odczuwał pan jakiś rodzaj presji lub prób ingerencji w pańską twórczość w tamtym okresie? Jeżeli tak, to jak daleko posunięte były takie próby i jak się pan przed nimi bronił? 

Oto kilka przykładów. Film „Pamiątka z Kalwarii” jest relacją z przebiegu „Misterium Męki Pańskiej” w Kalwarii Zebrzydowskiej, film nie ma komentarza poza napisem końcowym wskazującym miejsce i datę. Zenon Kliszko, najbliższy współpracownik Władysława Gomułki, zażądał od nas, czyli Edwarda Skórzewskiego i mnie, abyśmy opatrzyli film odpowiednim komentarzem. Odmówiliśmy, ponieważ daliśmy słowo honoru  Przeorowi Klasztoru Bernardynów w Kalwarii Zebrzydowskiej , że film będzie obiektywny. Film poszedł na półki na kilka lat. 

Nasz debiut fabularny „Gangsterzy i filantropii” miał składać się z trzech nowel. Trzecią nowelę odrzuciła cenzura pod zarzutem, że podważa zasady socjalizmu – stąd dłużyzny drugiej noweli , aby wypełnić czas seansu filmowego. Dwa kolejne scenariusze komedii satyrycznych zostały przez cenzurę odrzucone. Tak się skończył nasz romans z komedią; nakręciliśmy „Prawo i pięść”. 

W filmie „Potop” zażądano, abym skrócił odsłonięcie obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej . Skróciłem o 2 klatki – metr taśmy ma 24 klatki i ekranowe 2 sekundy. Natomiast  w przypadku  filmu „Do krwii ostatniej” nie skończyło się humorystycznie. Na żądanie Moskwy film po dwóch tygodniach zdjęto z ekranów. Usunięto temat Katynia, Lwowa, dokonano szeregu innych „ugrzeczniających” cięć.

W swoich filmach zdecydował się pan podejmować tematykę historyczną, poprzez ekranizacje polskiej klasyki lub popularnych dzieł literackich. Czy kierowała panem miłość do historii, czy też był to wybór spowodowany w jakimś stopniu chęcią uniknięcia wcześniej wspomnianych ingerencji komunistycznej cenzury?

Gdybym nie został filmowcem zostałbym historykiem. Sama „Trylogia” była moją ukochaną lekturą. Przed ekranizacją znałem ją niemal na pamięć – mógłbym wziąć udział w każdym konkursie. Czas filmowy wymagał skrótów i dramaturgicznych zmian  i teraz już różnice między filmem i książką mi się zatarły.  Chociaż droga do powstania filmu ,,Ogniem i mieczem” była prawdziwą drogą przez mękę,  ekranizacja całej „Trylogii” to spełnione marzenie mojego życia.

Jako dokumentalista, wraz z Edwardem Skórzewskim przyczynił się pan do powstania „polskiej szkoły” w filmie dokumentalnym, przełamując socrealistyczne schematy tego typu produkcji. Czy doświadczenie zdobyte podczas pracy nad wieloma dokumentami filmowymi było w jakiś sposób przydatne przy tworzeniu spektakularnych fabularnych widowisk filmowych, w których pan się później specjalizował? 

Praca w dokumencie nauczyła mnie bardzo dokładnego poznania każdego podejmowanego tematu. Chociaż filmu fabularnego nie można traktować jako podręcznika historii, to starałem się, aby widz mógł dowiedzieć się jak najwięcej o realiach świata, w którym poruszają się bohaterowie – o architekturze, sprzęcie, broni, kostiumie itp. Dlatego pomimo wspaniałych konsultantów, takich jak niezapomniany profesor Adam Kersten, sam sięgałem do wszelkich dostępnych źródeł historycznych. W ten sposób poznałem  archiwa Instytutu Sikorskiego w Londynie na potrzeby filmu „Do krwii  ostatniej”; sagi Wikingów, słowiańskie legendy i archeologiczne wykopaliska do „Starej baśni”; dzieje Rusi i Ukrainy do mojego dokumentu o Ukrainie;  Wojnę Polsko-Bolszewicką 1920 roku w zapisach historycznych, beletrystyce i zachowanych archiwach fotograficznych i filmowych  do ,,Bitwy Warszawskiej”…

Mając w świadomości ostatnie tragiczne wydarzenia na Ukrainie, chciałbym pana zapytać o wspomniany właśnie przez pana dokument „Ukraina. Narodziny narodu”, nad którym pracował pan od 2004 roku i do 2007 roku. Ten wyjątkowy czteroczęściowy film, przetłumaczony na sześć  języków, skupia się na temacie w bardzo szerokim historycznym kontekście. Co motywowało pana do stworzenia tego dokumentu?  

Wpadła mi w ręce książka ówczesnego prezydenta Ukrainy Leonida Kuczmy  „Ukraina to nie Rosja”. Pomyślałem, skoro powstała książka, to musi istnieć problem. Problem z tożsamością miało wielu obywateli Ukrainy, zwłaszcza na wschodnich terenach. Rosja carska nazywała Ukrainę Małorosją, a jej część zdobyta przez Katarzynę II, Noworosją. Taką samą retoryką posługuje się dzisiaj prezydent  Putin. Znaczenie, dla Polski, silnej i niezależnej od Rosji Ukrainy, podkreślał już Marszałek Józef Piłsudski. Wiedziałem, że żaden z moich ukraińskich kolegów nie jest w stanie spojrzeć na historię z boku, obiektywnie. Na ile mi się to udało – nie mnie sądzić.

Z perspektywy czasu i zdobytego ogromnego doświadczenia, które z pańskich obrazów filmowych pan sam uważa za najważniejsze lub po prostu lubi pan najbardziej? I dlaczego? 

Oczywiście to „Trylogia” i „Znachor”. „Znachora” lubię za wspaniałą rolę Jerzego Bińczyckiego. Zresztą,  jako widz, odbieram filmy emocjonalnie, wzruszam się i nie wstydzę się mokrych oczu. Łatwiej mnie będzie zrozumieć , jeśli powiem, że z wszystkich filmów wielkiego Felliniego najbardziej kocham „La Stradę” a w niej chaplinowską Juliettę Massinę.

Pańską ekranizację „Potopu” obejrzało 27 milionów (!) widzów, film został nominowany do Oscara, Artur Rubinstein odwołał swój koncert aby móc przybyć na projekcję tego filmu… Od razu dostał pan propozycję pozostania w Stanach i pracy w Hollywood. Wielki, wielki sukces. Pan zdecydował się jednak wrócić do Polski. Czy kiedykolwiek żałował pan tej decyzji? 

Powiem panu coś –frekwencję na „Pana Wołodyjowskiego”, „Potop”,  jak i na wiele innych  kasowych polskich filmów poważnie obniżano,  ponieważ część widzów przepisywano na filmy radzieckie. Pozostanie w Stanach Zjednoczonych oznaczało,  że nie zobaczę już nigdy rodziców, przyjaciół, Polski…  Upadku komunizmu nikt wtedy nie przewidywał. Więc nie żałowałem.

Czy myśli pan może o zrealizowaniu jeszcze jakiegoś filmu? 

Moje możliwości psychofizyczne są o wiele gorsze – robiłbym więc gorsze filmy. Po co?!

Pański dom nad jeziorem Łaśmiady na Mazurach to obecnie pana miejsce na ziemi i spokojna przystań. Powiedział pan gdzieś-kiedyś, że „dopiero tam pan odkrył, że nie nudzi się sam ze sobą”…  Co jest w tej chwili najważniejsze dla pana, jakie są priorytety w pana życiu obecnie? 

Przez ponad półtora roku byłem przykuty do łóżka, inwalidzkiego wózka i dręczony potwornym bólem. Dziś normalnie funkcjonuję. Zawdzięczam to wspaniałemu chirurgowi Jerzemu Białeckiemu i profesorowi Adamowi Torbickiemu. To profesor stwierdził, że „pomimo wszelkich wysiłków medycyny pacjent żyje”. A więc znów zacząłem cieszyć się życiem, tym, że mogę spojrzeć w oczy przyjaciół przez szkło – nie okularów, ale kieliszka, oglądać wschody i zachody słońca nad moim pięknym jeziorem, słuchać świergotania ptaków. Mogłem się znów tym wtedy cieszyć…  bo dziś, gdy widzę dewastowaną Ukrainę przez Rosję i tłumy uchodźców, kobiet i dzieci ratujących swoje życie, w oczach znów mam obrazy września 1939 roku, widziane przez mnie, wówczas takiego samego dziecka. Hitlera świat nie zatrzymał w porę,  kiedy był jeszcze na to czas. Czyżby nas czekała powtórka z historii?

Przegląd pańskich filmów, który rozpocznie się w POSK-u w Londynie 23-go kwietnia, będzie dużym wydarzeniem dla licznych wielbicieli pana twórczości. Czy pan sam pojawi się może w Londynie przy tej okazji?

Zawsze uważałem, że film bez widza jest martwy. Dlatego spotkania z widzami były moim priorytetem. Przy okazji dziękuję POSK-owi i organizatorom za ten przegląd. Gdyby nie pandemia, gdybym był nieco młodszy, na pewno bym przyjechał, chociażby po to , aby podziękować widzom za to, że lubią moje filmy, bo póki te filmy będą oglądane, to posłużę się tu słowami poety „non omnis moriar” – nie wszystek umrę.

Program przeglądu:

„Ogniem i mieczem” – 23/04 (sobota) 

„Znachor” – 28/04 (czwartek) 

„Prawo i pięść” – 05/05 (czwartek) 

„Gangsterzy i filantropi – 12/05 (czwartek) 

„Bitwa Warszawska” – 21/05 (sobota) 

„Potop” – 28/05 (sobota) 

„Pan Wołodyjowski” – 04/06 (sobota) 

„Stara baśń” – 11/06 (sobota) 

„Piękna nieznajoma” – 16/06 (czwartek) 

„Trędowata” – 25/06 (sobota)

Wszystkie seanse sobotnie o godzinie 19:00,  czwartkowe o godzinie 19:30. Możliwe dodatkowe seanse dla szkół sobotnich po wcześniejszym ustaleniu z managerem POSK-u.

Bilety: dorośli £7, młodzież £5 – na Eventbrite i w recepcji POSK-u.

www.posk.org

www.zodiakfilm.pl

www.fina.gov.pl

Źródło – Cooltura24

Podziel się:

Facebook
Twitter
Pinterest
LinkedIn

Skontaktuj się

0%